Kraków postanowił sprzedać kościół. Potencjalnych zainteresowanych jest dwóch:Katolicki Kościół Narodowy oraz kuria krakowska (wielkość liter oryginalna za Onet-em – możliwe, że kuria naraziła się wcześniej dziennikarzowi lub/i chatGPT po uzyskaniu dostępu do Internetu zarzucił wiarę w kurię).
Pomijając mało istotne kwestie np. czy nabywca faktycznie zapłaci jakieś pieniądze za kościół (w Krakowie to raczej nie przejdzie) oraz czy Kościół należy pisać z małej czy dużej litery (możliwe, że zasady ortografii zmieniają się wraz z poświęceniem obiektu) przyjrzyjmy się analitycznej stronie transakcji – z perspektywy zainteresowanych podmiotów.
Wiadomo – nie żyjemy w PRL, zatem taka inwestycja musi się zwrócić (mieć dodatnie ROI – Return Of Inwestment – w wolnym przekładzie na polski “musi zeżreć”). Inwestycja wiadomo – jest długoterminowa – napisałbym nawet, że wieczna, a to już samo w sobie powoduje sporo problemów w obliczeniach i ostatecznie w bilansie po stronie przychodów wychodzi zwykle “co łaska”.
Główną usługą kościoła jest sprzedaż wirtualnych losów na zbawienie, czyli coś w rodzaju praprzodka bitcoina opracowanego wiele setek lat temu lub też salonu gier. W przeciwieństwie do kasyn duchowni nie muszą jednak odprowadzać akcyzy, bo zbawienie według zapewnień hierarchów ma prawdopodobieństwo równe jeden (a to zgodnie z ustawą nie podlega hazardowej reglamentacji). Niemniej jednak od średniowiecza utrzymują, że zakupie losów szanse mogą jeszcze wzrosnąć – niczym dodatkowe minuty w pakiecie dla głuchoniemych w sieci Play. Wierni mogą również wziąć udział w programie lojalnościowym (pakiet “chrzest”). Zasadniczo wykupienie pakietu jest zalecane osobom poniżej 18-stego roku życia, najlepiej bez możliwości kierowania się rozsądkiem, w obecności prokurenta. W późniejszym okresie raczej nie jest to mile widziane przez hierarchów.
Regulamin kościoła należy do najlepiej dopracowanych dokumentów na świecie. Dotychczas nikt nie słyszał jeszcze o przypadkach, aby ktoś zgłosił się do UOKiK-u narzekając na politykę zwrotów KK lub towar niezgodny z opisem. Zresztą pierwsze przykazanie – “nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” poddaje w wątpliwość nawet fakt istnienia UOKiK-u.
Jest również element doczesny inwestycji czyli konsumenci zwani tutaj umownie parafianami. Różnica między konsumentami i parafianami polega z grubsza na tym, że na koniec dnia konsument musi być dopieszczony (czyli np. w skrajnej sytuacji mieć cukrzycę lub zanik krążenia od leżenia na kokosowym materacu), a parafianin umartwiony (czyli np. mieć zdiagnozowany szkorbut od postu, stracić poczytalność od kazań lub utrzymywać, że szczepienia są niepotrzebne, bo wszystko decyduje się “na górze”). Inna rozbieżność polega jeszcze na tym, że wypisanie się z programu lojalnościowego dla konsumenta jest zwykle darmowe lub powoduje przeniesienie majątku na bliską osobę, a w przypadku parafianina obowiązuje “opłata pogrzebowa” w wysokości regulowanej spojrzeniem księdza lub innych parafian.
Ogólnie kolejny kościół powinien być dobrą inwestycją. Zwłaszcza dla kurii krakowskiej, w której zasłużył się ks. Dziwisz, który jak mało kto potrafił wypromować markę kk w krajowych mediach. W marketingu w końcu nie chodzi o to – co mówią, ale o to, żeby mówiono. Dlatego do ofiar pedofilii w przyszłości można jeszcze włączyć marketingowców KK, którzy poświęcają swój prestiż oraz wolny czas, dla budowania dużej oglądalności kościoła niczym zawodowi patostreamerzy. Niestety głównie z zewnątrz. No ale, dzięki temu w przyszłości będzie można zaoszczędzić na wewnętrznym wystroju. A to tylko potwierdza opłacalność inwestycji.