Mecz Polska – Mołdawia

Muszę przyznać, że nie oglądałem meczu. Wstąpiłem do knajpy, aby kupić papierosy. W środku 44 smutnych mężczyzn tępym wzrokiem błądziło po ścianie. Pierwsza moja impresja wskazywała na stypę po pogrzebie. Być może ich przyjaciel zabił się na motorze. Gdzieś na jakimś ostrym zakręcie nie udało mu się wyjść na życiową prostą.

Dopiero potem kątem oka zauważyłem na przeciwległej ścianie ściszony monitor o przekątnej zbliżonej do trumny, na którym wyświetlano misternie oklejonych reklamami zawodników próbujących kopnąć piłkę. W prawym górnym rogu – napis POL-MLD 2:2 89’. Ucieszyłem się. Nikt nie umarł. To mecz Polska – Mołdawia.

Polska piłka nożna jest emocjonującą dyscypliną sportu.

Bardziej porywająca jest tylko joga i wyjazd na ryby nad Odrę. W przypadku jogi lub wędkarstwa efektem finalnym jest rozluźnienie mięśni. Oglądanie meczu reprezentacji Polski ma natomiast powodować ich spięcie. Pacjent z niedowładem kończyn otrzymuje poradę od rehabilitanta:

– Pan obejrzy mecz z Mołdawią. Od razu zaczną działać zwieracze, a palec wskazujący od ruchu aż wyskoczy Panu ze stawów.

– Nie dam rady. Kładę się spać już o 22. Mam problemy z zasypianiem.

– Panie – ten mecz działa jak garść tabletek nasennych, lepiej Pan już nie trafisz. I to wszystko w wersji eko. Bez żadnej chemii.

Za polską piłką nożną stoi lobby firm zajmujących się koszeniem i podlewaniem murawy. Zawodnicy grają 90 minut, ale o trawę trzeba zadbać już na 2 tygodnie przed meczem. W dawnych czasach piłkarze nie zmieniali połów w przerwie meczu. Po grze polskiej reprezentacji trawa wydeptana była zwykle po jednej stronie boiska. Dlatego lobby powiedziało stanowcze “nie” i w ten sposób w przerwie następuje zmiana kierunku obrony, a trawa jest zniszczona po obu stronach, co prowadzi do bardziej lukratywnych kontraktów dla firm ogrodniczych.

W grze uczestniczą “zawodnicy”, zwani czasem przesadnie “piłkarzami”. “Zawodnicy” jak sama nazwa wskazuje muszą zawieść, a “piłkarze” (etymologia od słowa “piła”) coś przerżnąć. Zawsze jednak jest jakiś plan do wykonania, o którym przed meczem opowiada “trener”. Trener ma w głowie mnóstwo strzałek, wykresów, parabolicznych trajektorii – ogólnie jest specjalistą od balistyki piłki. Jest ekspertem – do tego stopnia, że gdy rodzi się jakiś “trener” to na początku z pochwy wyskakuje piłka, a dopiero potem sam trener. Gdy umiera na jego ciało nakłada się “tren” i wszyscy płaczą. Tak samo jak płakali wcześniej w czasie gry reprezentacji. Po śmierci natomiast trafia do piekła, gdzie kontynuuje swoją karierę kozłując piłkę między kotłami.

Często trener reprezentacji nie jest Polakiem. Trwają burzliwe dyskusję, czy w związku z tym nie karać prasy za użycie sformułowania “polski trener” (analogicznie do “polskie obozy koncentracyjne”). W przypadku porażki winę można zrzucić na inny kraj – np. w przypadku Fernando Santosa na Portugalię. Finalnie zatem przegrywa Biedronka, a nie Polacy.

Pozostali jeszcze kibice. Oni zwykle “dowożą plan”. Jeżeli jakiś kibic zakłada sobie, że w trakcie meczu wypije 10 piw i wypali paczkę szlugów to zwykle wypija i wypala. Niezależnie od wyniku spotkania. Jest z drużyną na dobre i złe.

Wokół polskiej piłki kręci się mnóstwo szemranych biznesów. Psycholodzy leczą np. traumy pomeczowe, trenerzy personalni na swoich płatnych terapiach razem z klientami oglądają mecz Polska-Mołdawia w ramach ćwiczenia “wyjście ze strefy komfortu” a producenci gadżetów sprzedają drewniane figurki – “Lewandowski frasobliwy”.

Ogólnie – każdy zarabia – łącznie z piłkarzami.

RSS