W kampanii wyborczej wszystkie chwyty są nie tylko dozwolone, ale wręcz – silnie zalecane. Można się zatem wzajemnie szczypać, gryźć, zadawać ciosy poniżej wyrostka robaczkowego, wyciągać z trumny brata bliźniaka, zamykać Macierewicza w szafie albo … jak poseł Zieliński robić sobie selfie na tle grobów.
Pomysł posła Zielińskiego zapewne trafi do podręczników PR jako przykład efektywnego budowania poparcia wśród zmarłych z praktycznym zastosowaniem literatury rosyjskiej (w tym przypadku – “Martwych dusz” N. Gogola). Zmarli w tle mają to do siebie, że nie protestują, nie uciekają z kadru, przykryci marmurem nie robią głupich min, cicho zgadzają się z każdym postulatem, a poza tym nikt z opozycji nie może powiedzieć o nich źle (byłoby to przecież niegrzeczne w stosunku do nieboszczyków, a na to żaden polityk raczej sobie nie pozwoli). Za każdą świeczką postawioną na grobie denata stoi żywy, pełnoletni obywatel, który wiedziony współżałobą i empatią z pewnością zagłosuje na towarzysza Zielińskiego.
Już wkrótce, gdy kampania cmentarna nabierze rozpędu kandydaci będą śmigać między nagrobkami w alejach zasłużonych, dzierżąc w dłoniach gimbale zwieńczone iphonami i z wilgocią w oczach (doskonale nadaje się do tego mydło w sprayu) będą trzaskać sobie seryjne selfie na tle marmurowych pomników.
Powstanie ranking grobów wyborczych. I tak: Szymborska: +2 proc poparcia (głównie wśród drobiazgowych polonistek), Kochanowski: +3 proc. poparcia (elektorat kobiecy, osoby z bezdenną depresją, lekarze i dendrolodzy), zbiorowa mogiła żołnierzy wyklętych +5 proc (zwolennicy teorii spiskowych + ruch BDSM), grób JP2 +10 proc (karne -1 proc. za każdy ujawniony w międzyczasie przypadek pedofilii wśród księży), grób Lecha +0,01 proc. (drastyczne zużycie autorytetu na granicy błędu statystycznego).
Spin-doktorzy kampanii wyborczej (zwani w tym przypadku spin-grobersami) będą ustalać optymalne przeloty między ważnymi miejscami pochówków, na które zrzuceni zostaną politycy na biało-czerwonych spadochronach. Spopularyzuje się moda na “fotki odwetowe”. Jeżeli kandydat z partii rządzącej zrobi sobie zdjęcie na tle grobu Piłsudskiego, to jego konkurent za kilka minut wstawi pachnącą cmentarną świeżością relację na Twitterze przedstawiające własne lico podpierające tablicę z epitafium Dmowskiego. Konsekwentnie – pojawią się grobowe antynomie wśród pozujących do selfie polityków: Newton – Einstein, Chopin – Kilar, Gebbels – Mussolini, Żwirek – Wigura, Szarik – Lessie, Bolek – Lolek, Flip – Flap, pies – kot …itdaduś. (i tak dalej, aż do usranej śmierci).
W kampanii wyborczej chodzi o to, aby pokazać, że ma się za sobą dywizję zwolenników z nadzieją, że zaczną do niej dołączać następne osoby – tj. analogicznie jak w przypadku piramidy finansowej. I tak np. Łukasz Mejza pochwali się poparciem Koła Gospodyń Wiejskich. W odpowiedzi rzeczone koło odcięło się od kandydata zarzucając mu kłamstwo i manipulację. Jako bezstronny obserwator nie podejmuję się ustalania prawdy na podstawie poszlak, przy czym nieśmiało zauważam, że skoro posłowi Mejzie słoma wystaje z butów, to drogą kwantowych implikacji da się udowodnić tezę o poparciu Koła Gospodyń Wiejskich. Zresztą testy genetyczne przeprowadzone za 9 miesięcy wykażą kto-kogo i jak po(d)pierał oraz czy/kiedy/dlaczego wieś wyszła z człowieka.
Załóżmy (hipotetycznie) – jeśli Łukasz Mejza zrobiłby sobie zdjęcie ( gdzieś na przedmieściach Knurowa) na tle trzody chlewnej to zdecydowanie nie należałoby tego interpretować jako poparcie świń dla posła. Równie dobrze może to być poszukiwanie własnej tożsamości lub pierwsze przymiarki do koryta. Albowiem wspólny projekt nie oznacza jeszcze dozgonnego poparcia. Gdyby tak było wszystkie głosowania wygrywałyby pielęgniarki w domach spokojnej starości lub architekci.
Tak czy inaczej, aby wygrać wybory należy stworzyć pozory osoby otoczonej przepastnym gronem gorliwych zwolenników. Tak jak Sławomir Mentzen, który pod przykrywką “piwa z Mentzenem” podstępnie zwabia piwoszy na swoje wiece poparcia. Istnieje jednakże poważne ryzyko, że zamiast posła Sławomira nadchodzące wybory wygra piwo (skądinąd marki “Mentzen”), dopisywane na siłę przez uczestników spotkań do kart do głosowania.