W stoickim spokoju czytałem sobie “Bajki Braci Grimm” i byłem już na trzynastym morderstwie, gdy odezwała się do mnie koleżanka z zapytaniem:
– Cześć, czy mogłabym do Ciebie przyjechać i coś ugotować? Zaczynam pracę w sprzedaży bezpośredniej Thermomixa i chciałabym go na kimś przetestować.
Od razu pomyślałem sobie, że w ofercie musi tu być jakiś rdzawy haczyk. W końcu koleżanki nie widziałem od miesięcy, a tu nagle .. szybka piłka jak u Radwańskiej. Nie ukrywam, że mam jakiś podświadomy uraz do ludzi ze sprzedaży bezpośredniej od czasu kiedy wcisnęli mojemu starszemu znajomemu komplet pościeli w systemie ratalnym, na której nie może się wyspać, bo każdy sen jest przerywany dobiegającym zza okna skomleniem komornika.
Kolega ze studiów opowiadał jak w czasach, gdy Britney Spears była dobrze rokującą dziewicą, na którą nawet smok wawelski ostrzył sobie zęby – odwiedziła go znajoma sprzedająca odkurzacze. Na początku oczyściła pokój w akademiku z niewidzialnych roztoczy, których było znacznie więcej niż czarnych obywateli USA na wiecu Luthera Kinga w Waszyngtonie, a potem była tak zdeterminowana, by domknąć transakcję, że została na kilka dni.
Codziennie rano, gdy otwierał oczy leżąc z nią w łóżku słyszał to samo pytanie:
– Juliuszu – może dzisiaj kupisz ten odkurzacz?
– Dzisiaj nie jestem jeszcze gotowy – odpowiadał regularnie Juliusz i nurkował pod kołdrę.
W końcu odkurzacz okrył się kurzem, koleżanka kolegi zaszła w ciążę, minęło lato, jesień i zima, a w czasie wiosennych roztopów na świecie pojawił się jakiś mały Zelmer lub Zanussi. Oczywiście firma stojąca za odkurzaczem wyparła się alimentów.
No ale wracając do Thermomixa. Znalazłem w sieci artykuł, w którym opisana jest nosząca znamiona deep fact-u historia o tym jak żona pewnego męża była w stanie zrezygnować z wakacji, aby nabyć thermomix. Bez thermomixa czuła się “wykluczona” – niczym czarny gej imigrant na urodzinach u Janusza Kowalskiego. Głowię się jaki był tok rozumowania żony. Może dialog między nimi wyglądał w następujący sposób:
– Halinko, chciałem kupić nam romantyczną wycieczkę na Rodos.
– Nigdzie nie jadę, chcę Thermomix. Bez niego czuję się naga.
– A po co On Ci jest? Przecież mamy już tyle garnków od zdyszanych misją domokrążców, że nie mieszczą się nam na podjeździe do garażu.
– Z byka spadłeś, gówno widziałeś. Thermomix to wind of change garncarstwa 2.0. To punkt kulminacyjny ruchu feministycznego w najdoskonalszej formie. Miesza, gotuje (nawet pieluchy), smaży i ubija. No i jeszcze grilluje, w dodatku bezpiecznie – bo monitoruje temperaturę. A na Rodos … zapewne strawiłyby mnie niekontrolowane płomienie.
Thermomix musi zatem zapewniać jakiś nowy rodzaj ezoterycznej duchowości i społecznego statusu. Przyszłe religie będą opierać się na Thermomixie. Wietnamczycy zaniosą zmarłym pokarm do ołtarzyka, a obok ustawią thermomix, aby zmarły nie zmęczył się gotowaniem, a przede wszystkim zdrowo się odżywiał. W piekle zastąpią wrzące kadzie thermomixem, aby dusze się nie przypalały i cierpienie było bardziej zrównoważone. Może nawet pojawi się jakiś nowy Adolf Hitler, który użyje thermomixa jako ekologicznego narzędzia zagłady napędzanego energią odnawialną (specjalny program do ubijania nacji). Na wyświetlaczu LCD Thermomixa obejrzysz film “Titanic” (tylko nie płacz nad urządzeniem, bo zupa będzie za słona) lub erotyczny film z podkładem dźwiękowym ubijanej śmietany.
Koleżanka wspomniała nawet, że powstaje koło “thermomixowych gospodyń wiejskich”. Wyobrażam sobie wizytę etnologa w takim kole:
– Dzień Dobry miłe gospodynie – jak powstają tradycyjne potrawy w waszym kole? – pyta etnolog z niekrytym zaciekawieniem.
– Hmm.. Od kiedy Thermomix wprowadził programy regionalne na wyświetlaczu wybieramy opcję “Kaszuby”, a następnie wchodzimy w menu “pierogi” i klikamy “babcine”. Samo się robi – rubasznie odpowiada 100-letnia gospodynia.
– Aha – skonstatował pytający. Jednocześnie nie skrywając obawy, że jakiś pierogowy haker lub błąd oprogramowania może wymieść z Kaszub całą kulturę.
Nie wahał się jednak dopytać:
– A jaką wersję ma Wasza kultura?
– Obecnie jest to wersja 7.0, ale od września wchodzi update 8.0.
Thermomix znajdzie swoje miejsce w gabinetach psychoterapeutów.
– Mam traumę z dzieciństwa – zwierza się na kozetce 40-letni Eryk – po pobieżnej lekturze dzieł Homera mam wrażenie, że zdiagnozowałem u siebie kompleks Edypa.
– Tak … – zamyślił się zdumiony psychoanalityk – wypuszczając dym z cygara do doniczki z narcyzem – z pewnością w domu zabrakło ciepła i równowagi.
– I co w związku z tym? – dopytuje się pacjent
– Przepisze Panu dwa thermomixy, aby wyprzeć z hipokampu trudną przeszłość. Poza tym zalecam 4 przysiady tygodniowo na świeżym powietrzu i dwa skłony w stronę Mekki na czczo w pierwszy piątek miesiąca.
– I pozbędę się traumy? – indagował zmęczonego życiem psychoterapeutę Klient.
– Wieloletnie badania dowiodły, że ludzie rozwijający się w tradycyjnych familiach to już historia. Teraz żyjemy w czasach przejściowych – aspirujących do modelu rodziny 2T+1 czyli samotny tata z Thermomixem wychowujący bezglutenowe dziecko.
Powoli odnoszę wrażenie, że punktem kulminacyjnym ewolucji jest właśnie Thermomix. Jeśli okaże się, że odwiedzą nas przybysze z obcej cywilizacji to popatrzą na Ziemię i westchną:
– No wreszcie. Po czasach prymitywizmu, romantyzmu i dekadentyzmu osiągnęli wreszcie poziom Thermomixa.
Na razie jednak “wieś tańczy, wieś śpiewa” wyjmując ciepłe bułeczki z Thermomixa i zamieszczając zdjęcia wypieków na tiktoku. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że owa maszyna nie sprawi, że teatry zaczną świecić pustkami. No chyba, że na scenie – w trzecim akcie dramatu w tle będzie pojawiał się aktor wyjmujący z Thermomixa pulpety i wabiący w ten sposób publiczność do skosztowania sztuki …mięsa.
PS. Powyższy tekst nie jest tekstem sponsorowanym, mimo wielokrotnego użycia w nim nazwy produktu. Zbieżność tematu i opisanych zachowań społecznych z Apokalipsą św. Jana jest również przypadkowa.